środa, stycznia 30, 2019

Ratunku! Pomocy!

Ratunku! Pomocy!

Kochani, jestem przed kolejnym sezonem zajęć Plenerowej Akademii Sztuki i potrzebuję Waszej pomocy!
Po pierwsze - nie wiem dlaczego jedne moje posty są bardziej popularne od innych. 
Napiszcie mi jakie teksty i dlaczego przemawiają do Waszej wyobraźni. Może zechcecie również napisać do mnie kim jesteście, jak spędzacie wolny czas, co Was inspiruje do działania, jak przełamujecie codzienną rutynę?
Hej! Będzie mi niezmiernie miło poznać Was i Wasze oczekiwania!
Czego szukacie na stronach Internetu? Zaglądacie do mnie z nudów, czy ciekawości? A może korzystacie z moich pomysłów na ćwiczenia kreatywne i zechcecie się pochwalić?


Każdą sytuację w życiu możemy potraktować z twórczym duchem.
S.B. Kaufman, C. Gregoire


Nie mam aspiracji pisarza, ale widzę jak zmieniło mnie to cotygodniowe pisanie postów. Nawet jeśli nie zawsze umiem jasno i zrozumiale przedstawić jakąś ideę, sam obowiązek pisania jakoś tam porządkuje mi myśli w głowie. Zanim napiszę coś nowego muszę zerknąć na notatki i wcześniejsze wpisy. Czasem robię również poprawki tekstów które już są na blogu. Tekst muszę też przygotować odpowiednio wcześnie, żeby moja druga „blogowa połowa”, czyli Asia, miała dość czasu na poszukanie odpowiednich zdjęć i inne techniczne sprawy. Piszę o rzeczach, które mnie zainspirowały, podróżach artystycznych albo zajęciach jakie prowadziłam. Piszę o sobie i od siebie, a jedną  z zasad jaką się kieruję, są prawdziwe emocje.
Ale bez konfrontacji z opiniami innych grozi mi destrukcyjne samouwielbienie! Dlatego potrzebuję Waszej pomocy - proszę napiszcie do mnie! 
Wyraźcie swoje uwagi i opinie - w formie komentarzy pod wpisem, bądź mailowo monotypiadb@gmail.com
Będę ogromnie wdzięczna! :)


środa, stycznia 23, 2019

Przedmioty sentymentalne

Przedmioty sentymentalne

Dzisiaj przyznam się do kolejnej mojej słabości: jestem zbieraczem! Przywiązuję się do przedmiotów i mam w domu strasznie dużo „przydasiów”. Ale oprócz rzeczy mniej lub bardziej nieprzydatnych, zatrzymuję przedmioty o jakimś szczególnym znaczeniu, albo takie, które są świadectwem jakiejś historii. Pewnie nikogo nie zaskoczę informacją, że mam  w domu mnóstwo przedmiotów, które mają dla mnie sentymentalne znaczenie. Pomimo upływu czasu i różnych zmian wystroju moje domy wypełniają różne pamiątki.

Jednym z takich przedmiotów jest szczególna grafika, a dokładnie 3 grafiki, czyli tryptyk. Kiedy zostałam jej posiadaczem oprawiłam ją w antyramę i umieściłam na ścianie w swojej pracowni. Mam ją zwykle gdzieś w zasięgu oczu i od wielu lat jest dla mnie zagadką i inspiracją. Już nie pamiętam czy rozmawiałam z autorem o tym, co przedstawia. Ja widzę twarze, przedmioty i sylwetki dwóch postaci. Postacie to kobieta i mężczyzna. Kompozycja linii, kropek i plam zamknięta cieniutką ramką. Po wielu latach przeczytałam tekst, który jest na drugiej stronie. Historia nabrała innego wymiaru, chociaż nadal jest dla mnie tajemnicza i ciekawa. Bo ta grafika to –zaproszenie na ślub moich znajomych. Obydwoje są bardzo blisko związani ze sztuką, chociaż sami nie nazywają siebie artystami. Jeśli są jakieś pary, których nie można sobie wyobrazić z inną „druga połową” - jest to jedna z takich par. 

Ale nie jest to blog o związkach, więc wracam do sztuki. Właściwie do przedmiotów, które mając funkcję użytkową, mogą być również dziełem sztuki. Kiedyś nie było co tego wątpliwości. Wystarczy pierwszy przykład z brzegu - plakaty teatralne i filmowe - szczególnie polskie z lat 60 XX wieku, są rozpoznawalne i cenione na całym świecie. Studenci sztuki nadal uczą się z nich zasad kompozycji, operowania środkami wyrazu plastycznego, itd.
Więcej na temat plakatu możecie poczytać na przykład tutaj – PLAKAT POLSKI





środa, stycznia 16, 2019

Grypa

Grypa

Dzisiaj niestety poległam z grypą w łóżku. Ciężko wtedy zebrać myśli, głowa zdaje się pękać, a kości bolą nawet przy oddychaniu. I w takich chwilach przypominają mi się artyści, których twórczość inspirowana była chorobą.
Czasem była to choroba ciała jak u Fridy Kahlo, która znaczną cześć życia była przykuta do łóżka. A ja mam przed oczami obraz znany z wielu reprodukcji „Krzyk” autorstwa Edvarda Muncha. Możecie przeczytać wiele opisów i interpretacji tego obrazu, a właściwie obrazów ponieważ Munch namalował 4 wersje obrazu.

Dlatego pozwólcie, że ja skupię się na emocji jaką ten obraz przedstawia. Nieokreślona postać trzyma się za głowę w dziwnie wygiętej pozycji ciała i krzyczy. Wiemy to po otwartych ustach postaci na pierwszym planie, powyginane linie tła obrazu i zestawienie kolorystyczne wprowadzają nastrój niepokoju. Krzyk jest raczej mało lubianą ekspresją-nie raz widzieliście rodziców nerwowo próbujących uspokoić krzyk dziecka. Wstydzimy się kiedy w nagłych emocjach nakrzyczymy na kogoś. Czujemy się źle kiedy ktoś krzyczy na nas. A jednocześnie jest to ekspresja, dzięki której można ostrzec kogoś przed niebezpieczeństwem. Bardzo dużo mówi się o negatywnych skutkach przewlekłego stresu, tłumieniu w sobie emocji.

Krzyk, wyrzucenie z siebie strachu, bólu czy bezsilności, może mieć terapeutyczny wpływ na nasze zdrowie. Oczywiście nie polecam krzyku na codzienne kłopoty i trudności. Ale zdecydowanie polecam wyrażanie swoich uczuć również krzykiem. Taki głęboki oddech, napięcie przepony i wyrzucenie z siebie tego co nas przytłacza. Oczywiście miejcie na uwadze gdzie i przy kim krzyczycie. A może spróbujecie takiego arteterapeutycznego ćwiczenia i namalujecie obraz oddający podobnie ekspresję jak „Krzyk” Muncha? 
Polecam, może być ciekawa i pouczająca zabawa.

środa, stycznia 09, 2019

Wzorki na ścianach

Wzorki na ścianach

Czy znasz osobiście jakiegoś twórcę/artystę? A może sam/a nim jesteś? Kogo uważasz za artystę? Co musi się zdarzyć, żebyś o sobie myślał/a artysta? Tak, ja też się nad tym czasem zastanawiam. Pewnie nieraz spotykacie się z poglądem, że artysta to ktoś sławny, wielki poprzez swoje epokowe dzieła i pewnie bogaty. A ja czasem kokietując mówię, że artystą był Leonardo Da Vinci czy Matejko, a ja tylko lubię malować. Ale wiecie co, powiem to tylko Wam, ja bardzo często jestem artystą w tym co robię, tworzę, maluję. Bo to nie jest jakiś stan ciągły, nie daj Boże zawód - ARTYSTA.

Są różni szaleńcy, zakompleksieni geniusze czy współcześni celebryci. Mówią o sobie dużo, często i głośno, chociaż niekoniecznie mądrze. Tak było i pewnie będzie. Ale ja chcę Was dzisiaj zaprosić do dyskusji (marzę o tym, żebyśmy zaczęli się konstruktywnie „kłócić” na tym moim blogu). Moim zdaniem artyści żyją obok nas - czasem to my sami, a czasem to nasza sąsiadka, sąsiad, którzy robią rzeczy nieprzeciętne, wymagające planów, analizowania problemu, itd. Poszukujemy rozwiązań, wyciągamy wnioski z popełnionych błędów, realizujemy czasem mocno abstrakcyjne plany, tylko po to, żeby otaczająca nas rzeczywistość, przedmioty codziennego użytku, były nie tylko użyteczne, ale też miłe dla oka. Czasem w tych działaniach ważne jest również to, żeby było inaczej niż u wszystkich naokoło, tak bardziej „po naszemu”.

Jednym z takich działań jest sztuka praktycznie już zapomniana. Jeśli się mylę, to bardzo proszę o informację - kto z Was na ścianach swojego pokoju, domu, posiada wzorki malowane wałkiem? Ha! Jeśli ktoś z pokolenia moich dzieci przypadkiem czyta ten wpis, spieszę wyjaśnić: kiedyś, kochani, nie było komputerów, drukarek i fototapet. Praktycznie każdy przedmiot, maszynę czy narzędzie trzeba było wykonać własnoręcznie i od podstaw. Ale za to dokładnie, tak jak dzisiaj, co jakiś czas trzeba było odświeżyć ściany domów, mieszkań, pomieszczeń w jakich przebywamy. Przy otwartych paleniskach i piecach kaflowych, właściwie co roku, a przynajmniej z okazji ślubu, chrzcin albo przyjazdu dawno niewidzianej rodziny z USA (no po prostu sadza i kurz osiadały na ścianach), robiło się sprzątanie i malowanie. A że ściany były lekko przykurzone po każdej zimie, bardzo popularne stały się wałki.



Wałki drewniane, zawinięte w mięciutką warstewkę gumy, wyposażone w wygodną w użyciu rączkę. A każdy z wałków zostawiał na ścianie inny, kontrastowy do podłoża, wzorek. Kontrastowy dzięki użytej farbie (kontrastującej z powierzchnią ściany), inny ponieważ jakiś inny rzemieślnik wykonał wałek, którego używał malarz. Ten malarz pokojowy, taki który wiedział jak używać wałka o szerokości ok. 14,5-15 centymetrów na ścianie o szerokości ok. 4 metrów. Czyli musiał na tej jednej ścianie (w pokoju mamy ich cztery) wykonać około 28 pociągnięć wałkiem i jakoś „zgubić” kilka centymetrów, które zostawały. Banalne? Proste? Tak! 


Dosłownie kilka minut temu skończyłam katalogowanie skarbów, które przyniosła mi moja sympatyczna sąsiadka. Jakiś czas temu wspomniałam, że chętnie przygarnę stare wałki do malowania wzorków na ścianach. Pamiętam takie wzorki z domu dziadków na wsi. Mam takie wzorki w starej części domu, w którym teraz mieszkam. Mam też kilka wałków, którymi kiedyś ozdabiano ściany domów w mojej miejscowości.
Zrobiłam odbitki, frotage i zdjęcia. Spisałam nieliczne inicjały rzemieślników, którzy się nimi posługiwali. Mam plan na warsztaty kreatywne/artystyczne, których będą motywem przewodnim. Ale dzisiaj chcę zostawić jakiś ślad - zapisać w pamięci, zaznaczyć w historii rzemieślników, którzy tworzyli sztukę użytkową, wpływali na estetykę otoczenia.

W czasie kiedy wykonywali swoje rzemiosło, pracowali, tworzyli, nie było przestrzeni na takie rozważania. Dzisiaj, kiedy patrzę na mniej lub bardziej zniszczone artefakty tamtego świata, zastanawiam się jak zachować pamięć o rzemiosłach, twórcach - artystach? Przecież te kawałki poszarpanej gumy, rozpadające się efekty twórczego niepokoju wiejskiego artysty, to kawał historii. Ci ludzie byli bardzo pomysłowi i kreatywni w swoim rzemiośle. Mieli konkretne zadanie do wykonania - pomalować ściany kolejnego domu. Czy ich inspiracją były polne kwiaty, a może wzory na świętych obrazach? Nie wiem, ale kiedy oglądam te stare wałki do ścian widzę wzory geometryczne, jakieś kompozycje kresek i kropek. Inne wałki mają wyraźny kwiatowy motyw. Ktoś musiał to zaprojektować, rozplanować na powierzchni wałka, wyobrazić sobie jak będzie wyglądał wzór na dużej powierzchni, itd.



Kiedy zapytacie artystę, który tworzy swoje dzieła w drewnie, kamieniu czy na płótnie, powie Wam dokładnie to samo. Każdy twórca musi najpierw pomyśleć, rozrysować sobie szkic, zaplanować kolejność prac, zdecydować o wyborze materiałów, narzędzi, itd. Możemy dyskutować czy rzemieślnik jest artystą. Ja uważam, że tak - po prostu, artyści są wśród nas, nawet jeśli uważamy ich za dziwaków, wariatów albo, po prostu, zwykłych rzemieślników.

A teraz ruszcie się! Zaglądnijcie do piwnic, na strych albo do zapomnianego garażu dziadka. Tam nadal mogą być zapomniane świadectwa niesamowitej pomysłowości, twórczych talentów albo codziennej kreatywności naszych bliskich.
Napiszcie o Waszych przeżyciach, odkryciach, czekam niecierpliwie…



Fot.: Pinterest.com



środa, stycznia 02, 2019

Hamburg i sala koncertowa

Hamburg i sala koncertowa

Noworoczne postanowienia zapisane? Plany na najbliższe 365 dni zrobione?
Nie przywiązuję zbyt dużej uwagi do końca roku, ale daję się ponieść atmosferze życzenia sobie wszystkiego dobrego. Lubię też napoje wzbogacone bąbelkami, więc mam i ja plany na ten nadchodzący rok.

Stałym elementem moich planów są wycieczki i podróże. W tym roku zamierzam znowu pojechać na północ Europy. A jednym z obowiązkowych miejsc zwiedzania będzie Hamburg. Miasto raczej męczące i hałaśliwe, ale jest tam miejsce, w którym można posłuchać idealnej ciszy. Wielu ludzi zaangażowało swój czas, talent i pieniądze, żeby powstało to niesamowite miejsce na ziemi. Ktoś miał wspaniały pomysł, wizję na miarę historii ludzkiego geniuszu (szaleństwa), żeby w centrum mało inspirującego portu - przeładunku wielkich statków, olbrzymich dźwigów i niezliczonej ilości środków transportu, wybudować salę koncertową! Tak, jadę w kierunku Baltic Sea Philharmonic - Elbphilharmonie Hamburg. Niestety w tym czasie, gdy tam będę, nie zagrają interesującego mnie koncertu i pewnie nie uda mi się zobaczyć głównej sali koncertowej. Nie szkodzi. Na kilku fantastycznych koncertach już byłam. Chcę zobaczyć miejsce, w którym ludzka fantazja, historia i ekologia spotkały się w jednym niesamowitym projekcie.

Z oficjalnym otwarciem twórcy spóźnili się 10 lat! Budżet został przekroczony kilkunastokrotnie - znalazłam informację, że obiekt kosztował 866 milionów euro. W bryle konstrukcji znajduje się 362 sprężyny utrzymujące salę koncertową z dala od dźwięków portu przeładunkowego. W elementach wykończenia powierzchni ścian wykorzystano najnowsze technologie i materiały z recyklingu. Na potrzeby tego budynku wykonano specjalne szklane panele zawierające bazalt, które pozwalają utrzymać właściwą temperaturę budynku - elewacja wysoka na kilkanaście metrów jest narażona na bardzo duże nasłonecznienie. Wykończenie dachu składa się z kilkuset cekinów widocznych tylko z lotu ptaka, drona, z nieba. Kształt sali koncertowej i ułożenie widowni zaczerpnięto z idei związanej z winnicami, które półkoliście wiją się na zboczach dolin.



Cała budowla znajduje się na dachu byłego magazynu jakich wiele wokoło. Dla każdego chętnego, dostępny jest taras widokowy o powierzchni 4 tysięcy metrów, znajdują się tu kafejki, bary i restauracje. Hamburg kiedyś zachwycił mnie międzynarodową wystawą Expo 2000, no tak 18 lat temu. Mam nadzieję, że i tym razem, z szeroko otwartymi oczami (i buzią), będę podziwiać odwagę i pomysłowość inżynierów, projektantów i jednego genialnego akustyka, o znajomo brzmiącym nazwisku Toyota. Obiecuję, że opiszę wrażenia z tej wycieczki, ale to dopiero za kilka miesięcy.

A dzisiaj wypiję ostatni kieliszek szampana w oczekiwaniu, z radością i nadzieją, na kolejny wspaniały rok, którego i Wam gorąco życzę!



Fot.: www.elbphilharmonie.de


Copyright © 2016 Monotypia DB , Blogger