środa, grudnia 19, 2018

Świąteczny piernik i szopka

Świąteczny piernik i szopka

Czy w Waszych domach pachnie już świątecznym piernikiem? U mnie tak! I już za kilka dni, zupełnie się niespodziewając, zostaną nim obdarowane pewne osoby. Jeszcze tylko zrobię na nim kilka ozdobnych dekoracji, zapakuję w szeleszczącą folię i spróbuję nie pokazać jak bardzo mnie ten czas wzrusza. A wzrusza mnie odkąd pamiętam. Już na kilka dni przed ogólnym świątecznym zamieszaniem, składaniem sobie życzeń „zdrowych i spokojnych...” Nie, nie będzie dzisiaj tekstu o moich wzruszeniach, niech sobie dalej zostaną tylko moje.

Chcę dzisiaj zaprosić Was do refleksji nad różnymi tradycjami i obrazami jakie związane są ze Świętami Bożego Narodzenia. Najstarszy obraz związany z narodzeniem Jezusa w Polsce, to miniatura z rękopisu Ewangeliarza zwanego Złotym (można go zobaczyć w Gnieźnie w muzeum Archidiecezjalnym). Elementy kompozycji, znane z wielu innych przedstawień, to postać Dzieciątka w centrum kompozycji, a po bokach wół - symbol judaizmu i osioł - symbol pogaństwa. O szczególnej roli maleńkiej postaci świadczy ujęcie głowy i gest prawej ręki - obraz mówi nam, że oto narodził się Zbawiciel.

Zdecydowanie inny i znacznie większy obraz tej sceny przedstawił Giotto. Fresk z ok. 1305 roku znajdujący się w Padwie w kaplicy Scrovegnich, przedstawia Maryję pochyloną nad dzieckiem, ich twarze niemal się dotykają. Józef na tym obrazie pogrążony jest we śnie… Kiedy patrzę na ten obraz, zastanawiam się jak przez różnych artystów i epoki w których żyli, zmieniało się znaczenie i wymowa tej szczególnej nocy. Jako dziecko zastanawiałam się jak dziecko mogło urodzić się w stajni?! Pomiędzy zwierzętami, na sianie zamiast kołderki?! Jako nastolatka czułam się trochę oszukana, że te nasze grudniowe święta miały swój odpowiednik w zwyczajach pogańskich. Do dziś śmieszy mnie utożsamianie świąt z tym konkretnym krajem, jakby Nazaret i Betlejem to były takie niewielkie wioski gdzieś na Podhalu.

Odkąd jednak sama zostałam matką, zastanawia mnie rola Maryi w całym tym zamieszaniu. Była bardzo młodą dziewczyną kiedy musiała podjąć najważniejszą decyzję w jej życiu. Jakie myśli towarzyszyły jej w czasie ciąży? Czy mogła z kimś podzielić się swoim lękiem, niepewnością? Czy od początku wiedziała, czuła, że jej decyzja zmieni historię znanego nam świata? Zmęczona podróżą, porodem w mało wygodnych warunkach, przyjmowała obcych ludzi ciekawych tajemniczego wydarzenia. Może była zmęczona, chciała chociaż na chwilę przymknąć oczy we śnie, ale nie mogła - bo pastuszkowie, królowie, aniołowie… Kiedy patrzę na fresk Giotta, widzę samotność matki Jezusa. Jest blisko dziecka, które za chwilę będzie nauczać, gromadzić tłumy. Mam wrażenie, że jest tylko dodatkiem, niezbędnym, ale i niezbyt ważnym elementem wielkiej historii, która za chwilę się wydarzy.

Czy przy świątecznym stole zastanawiacie się dlaczego świadkami narodzin Jezusa był wół i osioł? W waszych domach też, tak jak u mnie, jest sianko pod obrusem? Co zwycięża - symbolika i tradycja czy komercja i kolorowe świecidełka? 
Pierniki już wystygły, ja ocierając łezkę w oku idę tworzyć moje artystyczne dzieła w kuchni. Bóg się rodzi, moc truchleje…
A może zechcecie napisać, co w Waszych domach i duszach słychać w grudniową noc? :)


Fot.: Giotto "Boże Narodzenie", 1305 r., www.rp.pl


środa, grudnia 12, 2018

Paryż

Paryż

Mam takie pytanie - czy kiedy jedziecie do bardzo znanej miejscowości, ikony, znaku rozpoznawczego, to przygotowujecie sobie bardzo dokładny plan zwiedzania? Obowiązkowe punkty, zaliczenie określonych atrakcji? Pewnie tak, bo jedziemy do tej znanej metropolii,  której atrakcje opisywane są w najlepszych przewodnikach, byli tam już nasi znajomi, bo wszyscy wiedzą gdzie to jest,  jest to bardzo popularne miejsce, itd.. No po prostu tak jest, że czasem zwiedzanie organizuje za nas jakieś biuro podróży, a czasem czytamy jakiś przewodnik i chcemy „to” zobaczyć na własne oczy i już!

Ręka w górę komu na hasło „Paryż” nie pojawiają się przed oczami takie obrazy jak Luwr, wieża Eiffla, Łuk Tryumfalny czy inne sztandarowe zabytki tego miasta? Dokładnie! Paryż ma kilka rozpoznawalnych na każdej szerokości geograficznej budowli, miejsc, których nawet nie trzeba szczególnie opisywać. Aktualnie Paryż to również (niestety) zamieszki i burdy na ulicach. A ja miałam okazję znaleźć się na ulicach Paryża w bardzo nieoczekiwanych okolicznościach - do dziś nie wiem, jak można pomylić godzinę wylotu o całe 60 minut, wycieczki zaplanowanej pół roku wcześniej?! Można jak się okazuje! Ja pomyliłam, ale dzięki ułańskiej fantazji pozostałych uczestników wyprawy i determinacji, w chęci wypicia lampki wina w ciasnej kafejce na Montmarte, jednak byłam w Paryżu!
Nie, nie będę Was zmuszać do czytania o oczywistych miejscach, które trzeba zobaczyć - trudno, że boli - ma boleć! (gigantyczne tłumy w Luwrze, harmider komunikacyjny wokół Łuku Tryumfalnego, smród tysięcy samochodów w centrum miasta itd.) - Paryż trzeba zobaczyć i już!

Ja, oprócz oczywistych miejsc zwiedzania, mogłam zupełnie przypadkiem znaleźć się w niesamowitym miejscu. Pewnie uważni podróżnicy albo ambitni architekci znają doskonale to miejsce - niedaleko wieży Eiffla, przy popularnym szlaku turystycznym, znajduje się muzeum architektury. Chociaż trafiłam tam przypadkiem, to zrezygnowałam ze zwiedzania samej stalowej konstrukcji (kolejne 2 godziny w kolejce do kasy po bilet i pospieszne zwiedzanie gigantycznej kupy żelastwa w tłumie szturchających ze wszystkich stron turystów - o nie!, nie! dziękuje bardzo!). Zupełnie niechcący znalazłam się w raju każdego konstruktora, architekta, inżyniera.

Sympatyczna pani, mówiąca czystą polszczyzną, wskazała uprzejmie szukane przez zmęczonych turystów miejsce „samotnej zadumy” i sprzedała zniżkowe bilety do muzeum. Wspominam ciepło niesamowicie intensywne 90 minut oglądania wszystkich możliwych, do tej pory wymyślonych przez człowieka, konstrukcji budynków! Portale, portyki, łuki, sklepienia, kopuły, ornamenty, kolumny, okna, wieże, głowice. Encyklopedia architektury, którą można oglądać, doświadczać, dotykać - w odpowiedniej skali, w przekrojach i klockach do układania - no tak, można sobie zbudować swój łuk, o ile wiesz jak to zrobić. Można posłuchać wypowiedzi architektów konstruktorów, którzy wyznaczali kierunki rozwoju, trendy pojawiające się w przestrzeni publicznej. Można zobaczyć jak nowe materiały, rozwój wiedzy, techniki, nowe znaczenia, funkcje, determinowały powstawanie określonych konstrukcji. To było naprawdę niesamowite zwiedzanie, bez tłumów (wszyscy stali w kolejce po bilety gdzie indziej) - podróż przez najważniejsze budowle, nie tylko Europy, w kilkadziesiąt minut!

Zachęcam Was żeby w trakcie małych i dużych wypraw, mniej lub bardziej zorganizowanego zwiedzania, urwać się czasem, zgubić w jakiejś małej uliczce - pójść za promieniem słońca albo zwykłą codzienną potrzebą, bo może gdzieś na naszej drodze jest jakieś niesamowite miejsce, ciekawy budynek, fantastyczne spotkanie…



środa, grudnia 05, 2018

O rany!

O rany!

Kiedy poszukacie na mapie miejsca, w którym odbywają się zajęcia Plenerowej Akademii Sztuki, bez trudu zobaczycie, że tylko kilka kilometrów od Biskupic jest malowana wieś Zalipie. Kilka zbiegów okoliczności, spotkanie tych, a nie innych ludzi sprawiły, że malowane chaty to jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli małopolski. 

Jeśli wierzyć etnografom tradycja malowania domów wewnątrz była znana w całej Europie. Miało to związek z używaniem pieców bez komina, z których dym wydostawał się po prostu przez otwór w dachu. Z czasem piece zyskały kominy, a wnętrza domów już nie były nieustannie okopcone. Początkowo malowanie izby było tylko zabiegiem estetycznym, a dopiero z czasem powstawały różne kompozycje w miejscu „paciek” farby. 

Ale mnie zachwycają w Zalipiu inne dekoracje - znane dużo wcześniej niż dzisiejsze choinki - podłaźniki. Pewnie niewiele osób wie, ale tradycja wieszania pod sufitem jodłowego lub świerkowego czubka, sosnowej gałęzi, a potem znanych nam dziś choinek, związana jest z pogańską tradycją ludową. Nazywane też sadem, rajskim drzewkiem, nawiązywały do kultu wiecznie żywego zielonego drzewka. Mnie zachwycają te robione z kawałków słomek (kiedyś słoma była po żniwach równiutka, niepognieciona, ponieważ zboże koszono ręcznie), ozdabiane delikatnymi bibułkami, bez świecidełek i brokatów. Miały bardzo często skomplikowane konstrukcje i pokaźne rozmiary, wymagały zaangażowania wielu rąk i wielu wieczorów spędzonych na pracy. Były również podłaźniki wykonane z jodłowych gałązek, ozdabiane jabłkami, orzechami, ciastkami, ale najpiękniejsze były „światy” - dekoracje wykonane z krążków opłatków. Nie tylko wykonanie i dekoracja miały swoją symbolikę - podłaźniki wieszali tylko gospodarze domów. W dzień Wigilii, zwanej też Świętem Godowym, zawieszenie podłaźniki gromadziło całą rodzinę i rozpoczynało czas świąteczny. 

I tak sobie myślę, że w dzisiejszym zabieganym świecie brakuje nam tej magii związanej ze świętami. Ten podniosły nastój nie pasuje do krzykliwych reklam kolejnego super telewizora czy niezbędnego w każdym domu następnego urządzenia do gier komputerowych. Wszystkie przedświąteczne przygotowania były kiedyś spotkaniem, czasem spędzonym z bliskimi na rozmowach, na przygotowaniach dekoracji, potraw... 
Dziś nikt nie ma czasu na długie tygodnie przygotowań. Ale namawiam Was do szukania, zastanawiania się nad zwyczajami i tradycjami wśród których żyjemy. Po co? Żeby bardziej doświadczać, przeżywać, być…

O rany, nawet nie zauważyłam kiedy minął rok od założenia bloga!
Kiedy robiłam dziś mały „remanent” okazało się, że poprzedni post był 50-tym wpisem! Regularnie, co tydzień, od roku umieszczam nowy autorski tekst. Czasem pisałam o sztuce, galeriach i muzeach, czasem pozwalałam sobie na osobiste wyznania. Każdy tekst odsłania jakąś cząstkę mojej duszy. A najlepsze jest to, że sprawia mi to niesamowita frajdę! No dobra, może pomyślicie, że to żaden wyczyn, ale ja jestem z nas bardzo dumna (Asiu bez Ciebie by się nie udało :)).
Dziękuję Wam wszystkim za odwiedziny na moim blogu. Zapraszam częściej! :)



Fot.: Izba czarna w domu Felicji Curyłowej w Zalipiu, fot. Karolina Tomas, podroze.se.pl

Copyright © 2016 Monotypia DB , Blogger