Kiedy poszukacie na mapie miejsca, w którym odbywają się
zajęcia Plenerowej Akademii Sztuki, bez trudu zobaczycie, że tylko kilka
kilometrów od Biskupic jest malowana wieś Zalipie. Kilka zbiegów okoliczności,
spotkanie tych, a nie innych ludzi sprawiły, że malowane chaty to jeden z
najbardziej rozpoznawalnych symboli małopolski.
Jeśli wierzyć etnografom tradycja malowania domów wewnątrz była znana w całej Europie. Miało to związek z używaniem pieców bez komina, z których dym wydostawał się po prostu przez otwór w dachu. Z czasem piece zyskały kominy, a wnętrza domów już nie były nieustannie okopcone. Początkowo malowanie izby było tylko zabiegiem estetycznym, a dopiero z czasem powstawały różne kompozycje w miejscu „paciek” farby.
Ale mnie zachwycają w Zalipiu inne dekoracje - znane dużo wcześniej niż dzisiejsze choinki - podłaźniki. Pewnie niewiele osób wie, ale tradycja wieszania pod sufitem jodłowego lub świerkowego czubka, sosnowej gałęzi, a potem znanych nam dziś choinek, związana jest z pogańską tradycją ludową. Nazywane też sadem, rajskim drzewkiem, nawiązywały do kultu wiecznie żywego zielonego drzewka. Mnie zachwycają te robione z kawałków słomek (kiedyś słoma była po żniwach równiutka, niepognieciona, ponieważ zboże koszono ręcznie), ozdabiane delikatnymi bibułkami, bez świecidełek i brokatów. Miały bardzo często skomplikowane konstrukcje i pokaźne rozmiary, wymagały zaangażowania wielu rąk i wielu wieczorów spędzonych na pracy. Były również podłaźniki wykonane z jodłowych gałązek, ozdabiane jabłkami, orzechami, ciastkami, ale najpiękniejsze były „światy” - dekoracje wykonane z krążków opłatków. Nie tylko wykonanie i dekoracja miały swoją symbolikę - podłaźniki wieszali tylko gospodarze domów. W dzień Wigilii, zwanej też Świętem Godowym, zawieszenie podłaźniki gromadziło całą rodzinę i rozpoczynało czas świąteczny.
I tak sobie myślę, że w dzisiejszym zabieganym świecie brakuje nam tej magii związanej ze świętami. Ten podniosły nastój nie pasuje do krzykliwych reklam kolejnego super telewizora czy niezbędnego w każdym domu następnego urządzenia do gier komputerowych. Wszystkie przedświąteczne przygotowania były kiedyś spotkaniem, czasem spędzonym z bliskimi na rozmowach, na przygotowaniach dekoracji, potraw...
Dziś nikt nie ma czasu na długie tygodnie przygotowań. Ale namawiam Was do szukania, zastanawiania się nad zwyczajami i tradycjami wśród których żyjemy. Po co? Żeby bardziej doświadczać, przeżywać, być…
Jeśli wierzyć etnografom tradycja malowania domów wewnątrz była znana w całej Europie. Miało to związek z używaniem pieców bez komina, z których dym wydostawał się po prostu przez otwór w dachu. Z czasem piece zyskały kominy, a wnętrza domów już nie były nieustannie okopcone. Początkowo malowanie izby było tylko zabiegiem estetycznym, a dopiero z czasem powstawały różne kompozycje w miejscu „paciek” farby.
Ale mnie zachwycają w Zalipiu inne dekoracje - znane dużo wcześniej niż dzisiejsze choinki - podłaźniki. Pewnie niewiele osób wie, ale tradycja wieszania pod sufitem jodłowego lub świerkowego czubka, sosnowej gałęzi, a potem znanych nam dziś choinek, związana jest z pogańską tradycją ludową. Nazywane też sadem, rajskim drzewkiem, nawiązywały do kultu wiecznie żywego zielonego drzewka. Mnie zachwycają te robione z kawałków słomek (kiedyś słoma była po żniwach równiutka, niepognieciona, ponieważ zboże koszono ręcznie), ozdabiane delikatnymi bibułkami, bez świecidełek i brokatów. Miały bardzo często skomplikowane konstrukcje i pokaźne rozmiary, wymagały zaangażowania wielu rąk i wielu wieczorów spędzonych na pracy. Były również podłaźniki wykonane z jodłowych gałązek, ozdabiane jabłkami, orzechami, ciastkami, ale najpiękniejsze były „światy” - dekoracje wykonane z krążków opłatków. Nie tylko wykonanie i dekoracja miały swoją symbolikę - podłaźniki wieszali tylko gospodarze domów. W dzień Wigilii, zwanej też Świętem Godowym, zawieszenie podłaźniki gromadziło całą rodzinę i rozpoczynało czas świąteczny.
I tak sobie myślę, że w dzisiejszym zabieganym świecie brakuje nam tej magii związanej ze świętami. Ten podniosły nastój nie pasuje do krzykliwych reklam kolejnego super telewizora czy niezbędnego w każdym domu następnego urządzenia do gier komputerowych. Wszystkie przedświąteczne przygotowania były kiedyś spotkaniem, czasem spędzonym z bliskimi na rozmowach, na przygotowaniach dekoracji, potraw...
Dziś nikt nie ma czasu na długie tygodnie przygotowań. Ale namawiam Was do szukania, zastanawiania się nad zwyczajami i tradycjami wśród których żyjemy. Po co? Żeby bardziej doświadczać, przeżywać, być…
O rany, nawet nie zauważyłam kiedy minął rok od założenia
bloga!
Kiedy robiłam dziś mały „remanent” okazało się, że poprzedni
post był 50-tym wpisem! Regularnie, co tydzień, od roku umieszczam nowy
autorski tekst. Czasem pisałam o sztuce, galeriach i muzeach, czasem pozwalałam
sobie na osobiste wyznania. Każdy tekst odsłania jakąś cząstkę mojej duszy. A
najlepsze jest to, że sprawia mi to niesamowita frajdę! No dobra, może
pomyślicie, że to żaden wyczyn, ale ja jestem z nas bardzo dumna (Asiu bez
Ciebie by się nie udało :)).
Dziękuję Wam wszystkim za odwiedziny na moim blogu.
Zapraszam częściej! :)
Fot.: Izba czarna w domu Felicji Curyłowej w
Zalipiu, fot. Karolina Tomas, podroze.se.pl
Serdecznie gratuluję tak sympatycznej rocznicy! Życzę nieustannego rozwoju i nadal ciekawych tekstów, bo czuję się tutaj przyjemnie jak w domu :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję! Jest mi niezmiernie miło :) Zawsze gorąco zapraszam w moje blogowe progi :)
Usuń