środa, maja 29, 2019

Banksy, czyli sztuka dla każdego

Banksy, czyli sztuka dla każdego

Co wspólnego mają górale z Banksy-m?
Wolność wyboru
Wolność i Śleboda
Akcja i kreacja
Pewnie, jeśli nawet nie interesujecie się sztuką, to nazwisko angielskiego artysty słyszeliście na przykład w wiadomościach ze świata. Mam na myśli Banksy-ego, artystę strit art-u, grafitii i różnych kontrowersyjnych akcji związanych ze sztuką. Ostatnią z jego akcji była uliczna instalacja na ulicy Wenecji obrazów przedstawiających wycieczkowy statek zasłaniający najpiękniejszy widok na Wenecką starówkę. Instalacja oczywiście nielegalna - to Banksy - została zdemontowana po kilku chwilach od ustawienia, ale świat obiegły zdjęcia kilkunastu obrazów ustawionych na sztalugach. I pana w kapeluszu siedzącego z zasłaniającą go gazetą na rozkładanym fotelu. Bo Banksy nie jest celebrytą, a nawet wręcz przeciwnie, robi wszystko żeby pozostać nieznanym. Banksy pokazuje się w swoich obrazach, instalacjach, daje się poznać przez sztukę, którą tworzy.
Nie będę jednak opowiadać dziś o samych obrazach artysty, chociaż zachęcam Was do zaglądnięcia do wirtualnych galerii i pooglądanie sobie jego obrazów. Zawsze maja jakieś, często niejednoznaczne, przesłanie. Banksy w specyficzny sposób komentuje politykę, zmiany ekonomiczne, komercjalizację codziennego życia.
Dla mnie tacy artyści jak Banksy są przykładem na to, że można iść swoją drogą, realizować wizje, marzenia i pozostawać wolnym.(!)
Wolnym od powierzchownych opinii - „ładne, nie ładne”, wolnym od wyceny galerii -„sprzeda się, nie sprzeda”, itd. Banksy tworzy swoje obrazy, instalacje, bo tak chce, tak czuje, tak komentuje świat, który go otacza. I chociaż nie zawsze rozumiem przesłania stojące za obrazami Banksy-ego, to rozumiem potrzebę bycia wolnym. Bo wolność to wartość uniwersalna. Wolność jest i była w świadomości ludzi na każdym skrawku planety na której żyjemy. Wolność (albo jej brak) była często motorem rewolucji, historii narodów, rozwoju i upadków. Definicję wolności znajdziemy w każdej odmianie sztuki - pisze się o niej piosenki, maluje się ją na obrazach, stoi za plecami historyków, architektów, jest nieodłączną częścią kultur.
Ale okazuje się, że możemy rozumieć różne rzeczy pod tym jednym słowem. A jak porozmawiacie z góralami to jeszcze pojawi się określenie „wolność i śleboda”. I oto jest historia jak u Banksy-ego. Wylicytowany za bardzo duże pieniądze obraz autorstwa Banksy-ego „Dziewczynka z balonikiem” zaczyna zamieniać się w paski makulatury. Gdy tylko został sprzedany, obraz Banksy'ego rozpoczął sekwencję samozniszczenia. ha?!
Zapytajcie górali co to jest wolność. Jest szansa, że znajdziecie wspólne sprawy, określenia, definicje. Ale spróbujcie zrozumieć co to jest „śleboda”. To już chyba łatwiej zrozumiecie moje obrazy, moje monotypie.
Do zobaczenia na warsztatach.




środa, maja 22, 2019

Deszcz w Cisnej, czyli Bieszczady raz jeszcze

Deszcz w Cisnej, czyli Bieszczady raz jeszcze

Oj, taka deszczowa wiosna się zrobiła, jakiej od dawna nie pamiętam. I bardzo się z tego cieszę! Nie lubię być przemoczona od padającego z każdej strony deszczu i zbierającej się wody w kałużach, ale cieszę się z tego deszczu. Po pierwsze, jakoś lżej siedzieć w pracy kiedy za oknem szaro i ponuro, a nie piękne słoneczko, kiedy marzy mi się leżaczek i drinki z palemką. A po drugie, wszystko tak ładnie będzie odświeżone i przepłukane, a roślinki będą rosnąć jak na drożdżach. Deszczowa pogoda to też pretekst, żeby zaszyć się z jakąś miłą lekturą w wygodnym fotelu, albo zapatrzyć się w padający deszcz za oknem. Lubię ten szum, odgłosy spadających kropli na różne powierzchnie, szyby, dach, parapet. Obserwuję jak wiatr szarpie gałęzie, liście, przegania chmury po niebie. A mnie jest cieplutko od palącego się drewna w kominku.

I tak sobie myślę, że deszcz bardzo mocno kojarzy mi się z Bieszczadami - jestem tam kilka razy w roku i nie pamiętam, żeby była wyłącznie słoneczna pogoda. Czasem tylko godzinę, a czasem trzy dni potrafi padać, jakby świat się miał zaraz skończyć. Kiedy już zaczyna padać w Bieszczadach, to jakby ktoś rozwieszał nowe dekoracje w krajobrazie. Piękne połoniny zamieniają się w czarne plamy mokrej trawy, a las wydaje się być straszną, nieprzyjazną otchłanią.
Bieszczady to też niesamowici artyści, którzy żyją tam mimo niepogody przez większość czasu, albo przyjezdni, którzy wracają tu żeby malować łąki, lasy, połoniny. Albo po prostu posiedzieć w Siekierezadzie, połazić po górskich szlakach, posiedzieć w lesie, nad strumykiem. Przypuszczam, że każdy kto tam był ma jakieś „swoje” Bieszczady. Swoje wspomnienia i miejsca jakie odwiedził.

Kiedyś miałam tam niesamowity wernisaż. Zawiozłam około 30 swoich obrazów, monotypii, dzięki życzliwości i pomocy gospodarza „Pod kominkiem” zawieszałam obrazy na ścianach, układałam ciasteczka na talerzach i stawałam się kimś innym. Potem przyszli goście, wspaniały nieoceniony kolega zrobił niesamowity wstęp, wygłosił starannie przemyślane tezy na temat sztuki w ogóle, zadał mi kilka pytań dotyczących mojej twórczości. I to był ten moment, kiedy poczułam się wyróżniona, doceniona - w tamtej chwili wszyscy patrzyli na artystę, na mnie. Mam nagrany film jak odpowiadam na pytania, mówię o swoich obrazach, zapraszam do mojego twórczego świata. Wernisaż to ten czas, kiedy artysta ubiera się ładnie, czasem dostaje kwiaty od zaproszonych gości i zapomina o tym bólu istnienia, który w nim tkwi. Ten ból czasem nazywa się natchnieniem, każe po nocach siedzieć przy sztalugach, malować na kartkach papieru, brudzić ręce i przedmioty wokoło. Próbować pokazać światu co mu (temu artyście) w duszy gra, przez plamy, kreski, farbami, kredkami i wszystkim co tam ma pod ręką. Ale zanim będzie wernisaż, wystawa trzeba te swoje uczucia, światy, obrazy po prostu namalować. Deszcz jest wspaniałym pretekstem do malowania (słońce jest równie dobrym powodem, żeby coś namalować, stworzyć), nie mogę plewić ogródka, na spacer też nie pójdę.

Od dłuższego czasu nie robiłam nowej wystawy, wernisażu. Są jakieś umówione terminy, jest kilka stałych wystaw, moje obrazy „wiszą” w różnych miejscach. Chyba już czas wybrać się w Bieszczady, ale bez towarzystwa motocyklistów czy grzybiarzy. Malować , tworzyć, czuć powiew wiatru na twarzy, posłuchać ciszy. A może jakiś wyjazd Plenerowej Akademii Sztuki do Cisnej? Pojechać z ciekawymi świata ludźmi, połazić po lesie, pogadać, wypić piwo w Siekierezadzie? Usiąść w spokojnym miejscu i dać się ponieść intuicji, namalować emocje, wyrazić swoje lęki i nadzieje w barwnych plamach? Myślę, że pomyślę, a póki co słucham Krysi Prońko i Korteza na zmianę. Polecam, deszcz pada, a ja sobie słucham i myślę…

„spośród wielu bzdur, które niosą stada chmur
ja lubię deszcz, deszcz w Cisnej
z każdą większą kroplą dżdżu
coraz lepiej jest mi tu
kiedy deszcz, deszcz w Cisnej”



środa, maja 15, 2019

Wiosenne przemyślenia

Wiosenne przemyślenia

Tak jak obiecałam sobie tydzień temu, usiadłam i pomyślałam co dalej z tym moim pisaniem. Bardzo pomogła mi w tym stara znajoma dolegliwość, czyli choroba kręgosłupa, która skutecznie uniemożliwia mi jakąkolwiek pracę w ogrodzie i domu. Uwierzcie mi, można być wściekłym na swoje słabości, albo żeby nie zwariować, szukać w nich dobrych stron. Posłuchałam rady mojej znajomej, wystawiam twarz do słonka i myślę (to przynajmniej nie boli). A kiedy tak sobie siedzę w tym moim zielonym kawałku świata, przychodzą mi do głowy różne myśli, wspomnienia, obrazy. 
Jednym z takich powracających obrazów i smaków jest ciasto, biszkopt na bazie jajek i octu, który w magiczny sposób spienia proszek do pieczenia i żółtka. Z dzieciakami na warsztatach robimy w ten sposób wybuchające wulkany! No i masz, artystka kuchni! Ale tym razem udało mi się upiec to ciasto, oczywiście bez zastanawiania się nad proporcjami, po prostu tak jak pamiętam. A nieodłącznym obrazem tego wspomnienia jest babcia mojej koleżanki ze szkolnej ławki, dziś pewnie w bardzo podeszłym wieku. Pozdrawiam Ewa! :)

I kiedy tak sobie piję tą moją aromatyczną kawę w pięknych okolicznościach ogrodu, przyglądamy się sobie z jedną wiewiórką nawzajem, pojawiają się kolejne pomysły. Już od ostatniego dzwonka w szkole, od zakończenia bardzo ważnych projektów w pracy - czyli początkiem lipca - będę umieszczać na blogu różne kreatywne zabawy dla dużych i małych. Jeszcze muszę dopracować szczegóły, może nagram jakieś filmy z zajęć w Plenerowej Akademii Sztuki? Być może będą pliki do pobrania? Myślę, zastanawiam się, kombinuję.

Zaglądajcie, zapraszam, a jeśli macie jakieś pomysły, chcecie się czegoś dowiedzieć o sztuce, tworzeniu, kreatywności, piszcie w mailach, na FB albo przyjedźcie do mnie na kawę i biszkopt!




Fot.: Joanna Bielenda



środa, maja 08, 2019

Post, którego nie ma, a przynajmniej nie miało być

Post, którego nie ma, a przynajmniej nie miało być

Kochani, właściwie to zupełnie nie mam dziś głowy do pisania posta. Czasem tak jest, że chociaż bardzo się staram i próbuję ogarniać różne tematy, wywiązać się z obowiązków i nie zaniedbywać przyjaciół - wszystko idzie jak po grudzie. Obowiązki i sprawy ważne zaczynają wpadać na siebie jak woda w wodospadzie. Na oślep i wszystko na raz wymaga mojej uwagi. Jeden kalendarz mały, duży zielony organizer i ten „wyrywny” kalendarz nad biurkiem kompletnie nie chcą ze sobą współpracować, a co dopiero ze mną! A już nie powiem co się dzieje kiedy głośno powiem: „ufff ogarnęłam” coś tam całkiem dużego...

Jestem niepoprawną optymistką, zawsze szukam rozwiązania konfliktów takiego, które pogodzi różne sprawy, wymagania itd. Ponieważ zapominam o terminach, zapisuję w kalendarzu każde spotkanie, rozmowę, włączam przypominajki w telefonie, w różnych miejscach przyklejam karteczki z hasłami dotyczącymi danej sprawy. A mimo to, od czasu do czasu, robi się „młyn” i wysyłam ważne pismo z „literówką”, spóźniam się na spotkanie, albo w ogóle zapominam, że miesiąc temu umówiłam się na kawę z przyjaciółką. Sterta papierów do posegregowania zaściela mi biurko w pracy, a w domu… oj, może daruję Wam opowieści co tu się poniewiera pod nogami.

I wtedy przypomina mi się rada mojego nauczyciela z liceum, czyli dawno temu: „Jeśli brakuje ci czasu, znajdź sobie kolejne zajęcie”. O ile pierwszą myślą większości z Was, jest raczej mało przyzwoite polecenie udania się osoby wypowiadającej taki komunikat w otchłanie głębokich, dalekich, regionów do zwiedzania - zatrzymajcie się! Coś w tym jest, że kolejny obowiązek zmusza nas do poukładania różnych spraw, żeby je ogarnąć, albo posegregować a czasami odpuścić. I dokładnie mam tak dzisiaj - zamiast pisać post wolałabym iść na spacer, do ogrodu, posiedzieć, posłuchać ptaków. Albo poczytać jedną z kilku czekających na mnie książek. Dokończyć malowanie jednego z 3-4 zaczętych obrazów. A może nauczyć się kilku zwrotów ojczystego języka Szekspira…


No dobrze, ale przecież chciałam pisać bloga! Tak! O sztuce, o rozwoju osobistym, o arteterapii! Dzielić się wrażeniami z miejsc jakie zwiedzam, z galerii, muzeum, opowiadać o wrażliwym odbieraniu rzeczywistości. I co, tak po prostu nie napiszę i już? Niby nic się nie stanie. Świat będzie trwał w swoim rytmie, ktoś namaluje obraz, a ktoś inny wyjedzie w daleką podróż. Jakaś pani zapłacze w tęsknocie za ukochanym, którego już nie ma, a inny pan wypije w spokoju kolejne piwo. Ale kiedy pomyślę, że kilkaset osób zaglądnęło na mojego bloga, czasem ktoś skomentował, czasem pochwalił - to sami widzicie - siadam i piszę.

Planuję nowe działania, będę szukać osób chętnych do artystycznych działań. Pozwólcie, że usiądę i pomyślę, a potem Wam o wszystkim opowiem.



Fot.: Joanna Bielenda



środa, maja 01, 2019

Dzisiaj mnie nie ma dla nikogo

Dzisiaj mnie nie ma dla nikogo

Od kilku lat mamy taki fajny czas w kalendarzu, że w maju są małe wakacje. W różnych okresach możemy mieć tydzień czy dwa całkiem legalnie wolnego od pracy. Hotele i biura turystyczne zacierają ręce i wymyślają różne atrakcje, zaczynają się koncerty plenerowe, festyny, itd. A ja w tym roku zmieniłam plany. Miały być intensywne, kreatywne warsztaty, a będzie plener kreatywny pt.: „Zatrzymaj się!”.

Dlaczego tak? A dlatego, że tak!
Moi bliżsi i dalsi znajomi wiedzą, że mam różne rodzaje aktywności - praca zawodowa od kilku miesięcy w zupełnie innym wymiarze obowiązków i czasu, warsztaty artystyczne w różnych miejscach, zwiedzanie nowych miejsc o których mogę później napisać na blogu, itd. A poza tym całkiem zwyczajne codzienne obowiązki. Żeby ogarnąć różne sprawy czasem muszę coś przeczytać (posłuchać), zrobić notatki, plany. Nie odkryję wielkiej tajemnicy, że czasem nie mam na wszystko siły, energii. I właśnie wtedy potrzebuję wakacji, urlopu, świętego spokoju. Pewnie też tak macie, że wystarczy kilka dni nawet we własnym ogródku (albo, jak kto lubi, w ładnym hotelu), żeby zrobić sobie mały reset. Takie bycie ze sobą, swoimi myślami, emocjami, świadome przeżywanie chwili. Często wtedy skupiam się na drobiazgach,  dźwiękach otoczenia, powiewach wiatru, zapachach, smakach. Robię też przegląd notatek, planów, niektóre zostają do zrealizowania, inne trafiają w otchłanie niebytu.


Mariusz Idkowiak "Sad wiosną"

Wojciech Eichelberger -„Zatrzymaj się”
Umysł jest jak naczynie z wodą, którym nieustannie poruszamy. Woda wzburza się, mąci, przelewa. Bywa, że wstrząsany niepokojami umysł nie daje nam wytchnienia nawet w nocy. Budzimy się zmęczeni, rozbici i bez sił do życia. Gdy decydujemy się na to, by przez pewien czas pobyć w samotności, to tak jakbyśmy naczynie z wodą postawili w jednym miejscu. Nikt go nie rusza, nie przenosi, nic nie dodaje; nikt nie miesza wody. Wtedy wszystkie zanieczyszczenia opadają na dno, woda staje się spokojna i przejrzysta.


Henryk Weyssenhoff "Wiosna"

Jakoś nieszczególnie lubię praktyki związane z buddyjską medytacją, ale często zdarza mi się stan bliski medytacji z pędzlem zawieszonym w powietrzu zanim zrobię pierwszą plamę na obrazie. Czasem w zamyśleniu niczego nie jestem w stanie namalować, a czasem maluję bez odpoczynku. Taki mam też plan na zbliżający się majowy weekend. Zabiorę ze sobą sztalugi, pędzle, farby i pojadę w góry. Potem usiądę w jakimś spokojnym miejscu z ładnym widokiem i powiem sobie „zatrzymaj się”. Będę przyglądać się drzewom, kwiatkom na łące, słuchać śpiewu ptaków i cieszyć się wolnością. Może coś namaluję, a może coś napiszę, nie wiem, nie planuję, nie umawiam się ze sobą na nic. Zobaczymy co będzie, co przyniesie dzień. Pozwolę się ponieść życiu, odpuszczę sobie obowiązki i wszystkie codzienne „muszę”. Wiosno trwaj!


Fot.: Sandro Botticelli "Wiosna"




Copyright © 2016 Monotypia DB , Blogger