środa, maja 27, 2020

Maj.

 Maj.

Wróciłam z dalekiej podróży. Ta podróż trwała na tyle długo, że nie mogę poznać świata jaki jest wokoło. Kiedyś ludzie zakrywający twarz mieli coś do ukrycia jest to codzienny, prawie normalny widok. 
Mam więcej czasu na eksperymenty malarskie. Zupełnie nieoczekiwanie mogłam zrobić plenerowe zabawy z farbami. 




Zabawy było co niemiara. Słoneczna pogoda sprzyjała chlapaniu się i robieniu kolorowych baniek. W bezpiecznych warunkach plenerowej pracowni moi mali artyści mogli eksperymentować, doświadczać, chlapać po podłodze i nie przejmować się artystycznym bałaganem. A dopełnieniem beztroskiego czasu był spacer po łące pełnej kwiatów, i co tylko dzieci robią spontanicznie - rzucić się po prostu w trawę.




Chwilo trwaj!




środa, stycznia 22, 2020

Zima!

Zima!

Za kilka dni kolejne szkoły rozpoczną zimowy odpoczynek. Niestety kolejny sezon zima spędza zupełnie w innych regionach świata niż Polska. Co robić, kiedy nie ma co robić? Na przykład malować! Rysować! Tworzyć!

Można jeszcze oczywiście robić mnóstwo innych rzeczy, ale ja zachęcam Was nieustannie do zajęć kreatywnych. To, co dla dzieci jest naturalną formą ekspresji, w kolejnych latach jakoś odkładamy na bok. A przecież każdy może poczuć radość tworzenia. W tym roku będę Was namawiać na udział w kreatywnych warsztatach w trochę zmienionej formie.

Plenerowa Akademia Sztuki będzie miała kilka edycji dla dzieci i dorosłych. Poza zajęciami kreatywnymi będą również warsztaty malarstwa intuicyjnego. Takiego, którym kieruje wewnętrzny głos duszy i pozwala odkrywać wewnętrzny potencjał. Dla dzieci będą warsztaty artystyczne i pomysły na spędzanie wolnego czasu na tworzeniu i zabawie. Ale muszę trochę pomyśleć, przeglądnąć swoje pomysły i przygotować program. 

A póki co, mój sposób na czas kiedy zima za oknem szara i ciepła - ja maluję sielankowe zimowe obrazki :))




Fot. Joanna Bielenda



czwartek, stycznia 09, 2020

Styczeń 2020

Styczeń 2020

Witaj, wszystkiego najlepszego w Nowym Roku! Z czym wchodzisz w ten kolejny rok? Robisz noworoczne postanowienia? Dopada Cię tęsknota za minionym czasem? Przypominasz sobie niezrealizowane plany, marzenia?

Lubię zaglądać do swoich notatek i uśmiechnąć do wszystkich planów. Większość moich planów zaczyna się od „chcę”. Ale nie martwię się tymi, które zostały tylko na papierze. Cieszę się każdym kolejnym dniem, kolejnym wschodem i zachodem słońca. A moim sposobem na codzienną rutynę jest twórczość. Czasem zmagam się z trudnościami techniki pisania ikon. Innym razem maluję po prostu sielskie obrazki, albo po prostu szkicuję pomysły na kolejny obraz.

Chcesz poczuć radość tworzenia, albo potrzebujesz czasu tylko dla siebie? A może chcesz pobyć w grupie innych kreatywnych osób, wymienić poglądy, poszukać inspiracji? Zapraszam! 


środa, grudnia 11, 2019

Prezenty, prezenty!

Prezenty, prezenty!

Pewnie, niezależnie od daty urodzenia, wszyscy lubimy dostawać prezenty, szczególnie w grudniu kiedy naokoło słychać, widać i czuć świąteczny nastrój. A ja jeszcze lubię dawać prezenty, szczególnie takie, z których radość trwa dłużej niż świąteczny seans filmowy. Ale nad takimi spersonalizowanymi prezentami trzeba kreatywnie pomyśleć. Odpowiednio wcześnie wymyślić co to będzie, dla kogo, zgromadzić potrzebne materiały, pomyśleć o artystycznym opakowaniu itd.

Jednym z moich ulubionych prezentów są ozdoby choinkowe (w poprzednim poście pisałam o podłaźniku na którym wiszą te, które sama dostałam) zrobione własnoręcznie. Pamiętam takie wspaniałe, misternie owinięte błyszczącym papierem tekturowe sześciany z kolorowymi koralikami na cieniutkich sznureczkach u jednej z moich ciotek. Były obiektem zazdrości każdej z osób, która podziwiała misterne konstrukcje ozdabiające jej choinkę. Ja mam już całkiem ładną kolekcję koronkowych gwiazdek ręcznie robionych, które zaczęłam gromadzić jakiś czas temu.

W czasach kiedy wysyłamy sobie sms-owe życzenia wysyłam (nieliczne) ręcznie robione kartki świąteczne. Kiedy tworzę taką kartkę z małych niby prezencików, choinek, przyklejam kolorowe gwiazdki, myślę o osobie, która ją dostanie. Dla mnie to taki artystyczny relaks, twórczy czas, ale też bycie myślami z bliskimi, znajomymi osobami. I nawet nie wiem kiedy świąteczny duch zaczyna mi krążyć nad głową.





środa, grudnia 04, 2019

Radosne oczekiwanie

Radosne oczekiwanie

Od kilku dni trwa kalendarzowa zima, nawet aura za oknem zmieniała się ze słonecznej ciepłej jesieni na dość ponury zamglony krajobraz. Czy to był jeden z powodów, że czas oczekiwania na święta wypełniły prace nad dekoracjami domów? Na pewno jest to czas kiedy ludzie mieli mniej pracy na roli i spędzali go na wspólnych spotkaniach, rozmowach. Przygotowywali również dekoracje świąteczne z papieru, słomy, orzechów i opłatków (szklane bombki były dla większości ludzi niedostępne).

Jedną z moich ulubionych dekoracji bożonarodzeniowych i unikalną dla tej części Europy jest podłaźnik (podłaźniczka, wiecha, jutka). Była to dekoracja na planie koła, wykonana z kawałeczków słomy, kolorowych bibułek i dekoracji zrobionych z opłatków. Wykonanie tej dekoracji planowano odpowiednio wcześniej, nie można było jej kupić w supermarkecie tuż przed świętami. Praca nad dekoracjami była twórcza i kreatywna chociaż nikt nie znał takich określeń. W ubiegłym roku zrobiłam coś na wzór tradycyjnego podłaźnika - na okrągłym stelażu zawisły różne ozdoby i bombki. Jakiś aniołek, gwiazdka z papieru.

Mam wielki sentyment do przedmiotów, które są prezentem lub pamiątką od kogoś. Do takich przedmiotów należą bombki, które kiedyś wisiały na choince w domu rodzinnym. Dziś nie są już takie ładne i błyszczące, brokat odpadł z nich dawno temu. Ale na tradycyjnej dekoracji zawieszonej w prostym drewnianym domu znalazły swoje miejsce. A ja patrząc na nie przypominam sobie różne świąteczne obrazy, zapachy, smaki. Być może znowu zrobię jakieś tradycyjne papierowe ozdoby. Rozłożę kolorowe bibuły i błyszczące koraliki, a może namaluję jakiś zimowy pejzaż jaki mam w pamięci?

Zima może mieć bardzo kolorową i radosną stronę, długie zimowe wieczory można spędzić kreatywnie, twórczo. Spróbujecie?




środa, listopada 27, 2019

Jeśli piszę to nie maluję, część 2

Jeśli piszę to nie maluję, część 2

Dlaczego nie piszę kiedy maluję?
Jakiś czas temu złapałam się na ciągłym szukaniu nowych aktywności, pomysłów i nieustannym braku czasu na rzeczy, które mnie interesują. Ale już nauczyłam się robić naraz tylko jedną rzecz i skupiać całą moją uwagę na tym, co akurat robię, widzę, doświadczam.

Kiedy mieszam pigment ze spoiwem skupiam uwagę na tej czynności. Obserwuję łączenie się kolorowego proszku z medium - przy pisaniu ikon jest to mieszanina żółtka jaja kurzego, octu lub białego wina i wody. Powstająca mieszanina początkowo jest gęsta, kiedy po kropli wody lub spoiwa otrzymuję konsystencję jaka mnie zadowala muszę poczekać żeby cięższe drobiny pigmentu opadły na dno naczynia. Genialnym w swojej prostocie jest pomysł używania muszli jako naczyń do przygotowywania farby. Ja używam również maleńkich ceramicznych miseczek, które zyskały nowe przeznaczenie. Jeśli chcę uzyskać jednolitą strukturę farby, zlewam do innego naczynia część farby z górnej powierzchni naczynia, albo delikatnie zanurzam pędzel tylko w tej rzadszej warstwie.


Tyle teoria, a jak to wygląda w praktyce widać na obrazkach - najgorszy do rozmieszania na jednolitą konsystencję jest błękit paryski. Jest lekki, drobno zmielony i bardzo sprytny - kiedy wydaje się, że mieszanina jest jednolita, po dodaniu spoiwa, a najczęściej dopiero przy nałożeniu na obraz, pojawiają się maleńkie grudki. A na dodatek jest bardzo intensywnym barwnikiem i zostawia ślady na palcach, tkaninach itd. Jest to moja szkoła cierpliwości i pokory. Pisanie ikon kosztuje mnie bardzo dużo energii i czasu (o pieniądzach na farby i podobrazia nie wspomnę), maluję obrazy pomimo pojawiających się błędów.

Wiem, że każda kolejna warstwa farby, kolejny dokładniej wykończony kontur, dobrze położone światło, są kolejnym krokiem rozwoju, ćwiczeniem sprawności tworzenia. Skupienie, wyciszenie podczas pracy to taki czas twórczej samotności. Myśli układają się w głowie, codzienne problemy czekają grzecznie na swoją kolej - jestem skupiona na rozcieraniu farb, kolejnych pociągnięciach pędzla. A kiedy skończę będę mogła pomyśleć o kolejnej wystawie…


Fot.: Joanna Bielenda




środa, listopada 20, 2019

Jeśli piszę to nie maluję

Jeśli piszę to nie maluję

Jeśli piszę to nie maluję, a jak maluję to nie piszę.
Jeśli znamy się od dawna to wiesz, że lubię robić różne rzeczy. Tu koncert, tam spotkanie na mieście, wyjazd w góry, na narty, do kina albo na wycieczkę rowerową. Czytam kilka książek w miesiącu, interesuję się zdrowym jedzeniem, uprawiam ogródek i segreguję śmieci. Jeśli znamy się od dawna… 
Ale od jakiegoś czasu staram się wybierać na co kierować swoją uwagę, a właściwie uważność. Nadal interesuje mnie wiele dziedzin życia od ekonomii, przez psychologię po sztuki piękne. Zmieniło się jednak moje podejście do wielu spraw i staram się doświadczać życia „tu i teraz”. Skupiam całą moją energię na robieniu jednej rzeczy na raz. Jeśli robię warsztaty myślę tylko o tym co będziemy robić na kolejnym spotkaniu, jakie emocje uwolniły się podczas ostatniego.

Doświadczanie i uważność; bardzo mocno dotyczy to mojego czasu spędzanego w pracowni przy malowaniu kolejnego obrazu. Szczególnie pisanie ikon wymaga ode mnie dużego skupienia się. Jeszcze bardzo dużo czasu muszę spędzić przy mieszaniu pigmentów, nakładaniu kolejnych warstw na desce. Ale dzisiaj wpuszczam Was na chwilę do pracowni gdzie powstają kolejne obrazy. Są bardzo niedoskonałe, widać grudki pigmentu, zbyt grube linie pędzla, jakieś błędy w kompozycji postaci. Próbuję, ćwiczę się w cierpliwości i pokorze, a na dodatek  mam niesamowitą satysfakcję z kolejnego fragmentu, który zaczyna mi się podobać.


Fot.: Joanna Bielenda



środa, października 23, 2019

Projekt jesień

Projekt jesień

PLENEROWA AKADEMIA SZTUKI ZAPRASZA!

Wszystkich zainteresowanych moimi zajęciami proszę o kontakt mailowy

ZAPRASZAM!








  

środa, października 16, 2019

Popatrz moimi oczami

Popatrz moimi oczami

Kiedy pisałam post o sztuce patrzenia opowiadałam o moich wizytach w galeriach czy muzeach, gdzie lubię przysiąść na chwilę zamyślenia się. A dzisiaj chciałabym zaproponować każdemu uważnemu czytelnikowi ćwiczenie patrzenia. Niech tematem będzie najbliższe otoczenie, pokój, biurko, ściana. 
Usiądź wygodnie, niech wokół zapanuje cisza. Wyłącz telewizor, radio, spróbuj ignorować dźwięki zza okna czy ściany. Uspokój oddech, postaraj się nie myśleć o tych wszystkich sprawach, które dziś się wydarzyły albo wydarzą się jutro. 
Ciii…..

A teraz zacznij się rozglądać. Patrz na wszystkie przedmioty wokół jakbyś widział je po raz pierwszy w życiu. Dlaczego znalazły tu swoje miejsce? Jakie emocje przywołują? Do kogo mogły należeć wcześniej? Czy ten stary drewniany krzyż na ścianie  jest rodzinną pamiątką, a może wspomnieniem jakiejś ważnej chwili w życiu?
Na jednej ze ścian stoi duża przeszklona szafa pełna książek. Nie są dokładnie poukładane, jakby ktoś je przestawiał co jakiś czas. Książki branżowe mogą wskazywać jaki zawód wykonuje właściciel, grube albumy sztuki, trochę beletrystyki, jakieś czasopisma. Niektóre okładki podniszczone zębem czasu, z innych wystają zakładki. W szafie stoi również kilka bibelotów, kolorowe pudełka z tajemniczą zawartością, jakaś pocztówka, notes.
Obok szafy z książkami stoi fotel przykryty kolorowym kocem, stolik z niewielką paterą. Na stoliku kilka książek, ołówek, notes. Z kilku książek wystają żółte karteczki, zaznaczają różne miejsca, na notesie kilka zapisanych linijek, jakieś daty, godziny. Ktoś tu siada, czyta, notuje, planuje spotkania, zapisuje ważne i nieważne myśli.

To jedno z ćwiczeń uważnego przyglądania się światu, swojemu życiu. Kiedy próbujesz przyglądać się znanym miejscom, takim jak dom, pokój jakbyś to robił po raz pierwszy, uczysz się nabierać dystansu. To takie kreatywne ćwiczenie wyobraźni, uczenie się nabieranie dystansu. I na takie ćwiczenie zapraszam na moich warsztatach. Do zobaczenia.


Fot.: Joanna Bielenda



środa, września 25, 2019

Jest taki samotny dom

Jest taki samotny dom

Kto mnie zna osobiście, albo czyta mojego bloga, ten wie, że mam różne słabości, skłonności albo coś mnie niesamowicie inspiruje. I nie ma żadnej sprzeczności w tym, że raz jest to piękna żywa natura, zachód słońca albo kwiaty w ogrodzie, a innym razem wystawa malarstwa, obraz czy rzeźba w plenerze. Tak, bo my artyści mamy tą nadwrażliwość na sztukę, estetykę otoczenia, emocje jakie pojawiają się pod wpływem codziennego doświadczania. Z czasem nauczyłam się to po prostu akceptować, że pozornie zwykła sytuacja wywołuje lawinę uczuć, czasem zupełnie nieoczekiwanych i nie zrozumiałych dla otoczenia.

Jednym z takich uczuć jest wzruszanie się tekstami piosenek. To strasznie trudne ukryć na koncercie, wśród tłumu ludzi płynące po policzkach łzy. Ale wiele lat temu, kiedy pierwszy raz usłyszałam tą piosenkę i dzisiaj kiedy słyszę ją w słuchawkach czuję to mrowienie rąk, dreszcz wzdłuż kręgosłupa i dźwięki, które grają mi gdzieś wewnątrz duszy. Każde słowo wywołuje jakieś wyobrażenie, wspomnienie: „uderzył deszcz, wybuchła noc... gotyckie odrzwia chylą się… zawirował z nami dwór… a po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój(…) znowu w drogę trzeba iść, w życie się zanurzyć…” *

Pierwszy raz usłyszałam ten utwór jako bardzo młoda osoba, po prostu kolejny zespół, koncert w znanym miejscu (czytaj: rodzice nie robili problemów żebym sobie poszła). Potem była płyta winylowa, kaseta z taką śmieszną taśmą, która wkręcała się w trybiki magnetofonu (!). Dzisiaj trochę żałuję, że biorąc przykład z Witkacego** nie zapisywałam na obrazach jakiej muzyki słuchałam podczas pracy. Ale możecie mi wierzyć na słowo, że to jeden z tych utworów, który powoduje, że nie ma znaczenia o której godzinie muszę wstać rano i jak bardzo jestem zmęczona dzisiaj wieczór.

Ponieważ nie umiem grać - zaczynam malować, mam w głowie tyle obrazów, emocji, że muszę je jakoś wyrazić, przelać na płótno, papier itd. Wyciągam farby, rozkładam papiery, pędzle i słuchając zaczynam ubierać w kształty, plamy, kompozycje, te wszystkie emocje i uczucia jakie wywołuje we mnie muzyka. I chociaż oni grają swoją muzykę już bardzo długo, a ja słucham jej niemal od początku- to nadal działa! Dobrze skomponowane? Dobrze napisane, czy dobrze zaśpiewane? Nie ma to dla mnie większego znaczenia. Ważne, że nadal odczuwam ten dreszcz, te emocje, widzę gotyckie odrzwia, a on dorzuca drew, bo ogień zgasł…

*fragment tekstu piosenki ”Jest taki samotny dom”- Budka Suflera
**Witkacy zapisywał jakie środki odurzające zażywał podczas portretowania swoich modeli



środa, września 18, 2019

La Beata

La Beata

Jedną z dziedzin sztuki, która wzbudza mój zachwyt jest fotografia. Dzisiaj każdy z nas nosi przy sobie mniej lub bardziej doskonały sprzęt do robienia zdjęć. A jednak tylko niektórym udaje się uchwycić coś więcej niż tylko wydarzenie, miejsce lub ludzi, którzy staną przed jego obiektywem. Początki fotografii to dodatkowe umiejętności związane z całą technologiczną stroną obróbki i wywoływania zdjęć.

W National Muzeum of Photography, Film & Television w Bradford w Anglii, możemy zobaczyć zdjęcia niezwykłe. Mnie szczególnie zatrzymała fotografia „Błogosławiona” (La Beata) autorstwa Julii Margaret Cameron. Matka sześciorga dzieci, dostała w prezencie aparat fotograficzny od swojej córki, miał być pomocą w edukacji synów. Okazało się jednak, że pani Cameron ma niezwykły talent do fotografii – zorganizowała atelier we własnej rezydencji, eksperymentowała z nowymi technikami. Co niezwykłe w jej czasach, organizowała wystawy,  sprzedawała swoje prace.


La Beata, Julia Margaret Cameron, 1865

Ale wracając do obrazu. Julia Cameron szukała inspiracji biblijnych, mitologicznych. Postacie, które zamierzała fotografować, spowijała w bezczasowe draperie, zanurzała w rozproszonym, zmiękczającym kontury świetle. Wydobywała ostrością jakieś szczegóły - rozsypane włosy, kontur ust, powieki. Obraz-fotografia przed którą zatrzymałam się na dłuższą chwilę przedstawia Matkę Boską pochylającą się nad Dzieciątkiem. Rysy Madonny tchną smutkiem, postać spowija mgła melancholii. 
Kompozycja obrazu przypomina dzieła wielkich mistrzów. Aż trudno uwierzyć, że opowieść o ludzkiej egzystencji zamknięta jest na nietrwałym kawałku światłoczułego papieru.  Autorka fotografii miała niezwykłą zdolność uduchowiania tego co zwykłe, codzienne, „przeanielania” - modelką była jej pokojówka.


Fot.:
Beatrice by Julia Margaret Cameron, (1866)
Marie Spartali by Julia Margaret Cameron, (1870)
Ellen Terry at Age Sixteen by Julia Margaret Cameron, (1864)




Copyright © 2016 Monotypia DB , Blogger