Bieszczady to dla każdego trochę inna historia. Jedni jadą
w Bieszczady przemierzać szlaki górskie pomiędzy zielonymi połoninami, inni
szukają śladów historii, mieszanki kultur różnych narodów. Moi znajomi
motocykliści zrobili sobie u mnie tylko przystanek w podróży w stronę
Bieszczad. Harleyowcy planują swoje trasy na przejazdy pętlami bieszczadzkimi,
zaliczając po drodze różne motocyklowe przystanie (pamiętacie wpis o
motocyklach? Co wspólnego mają motocykliści z artystami?).
Dla mnie Bieszczady to uświadomienie sobie swoich korzeni (mama mojej mamy była Ukrainką?!). Jakiś czas temu mogłam poznać niesamowitą artystkę bieszczadzką piszącą ikony. To było jedno z tych spotkań, o których opowiada się znajomym, które zmieniają bieg zdarzeń. Dosyć nieufna starsza pani zaprosiła mnie do swojej pracowni w kąciku kuchnio jadalni. Przedstawiłam się, powiedziałam, że słyszałam o jej ikonach od znajomych z Bieszczad, a sama również tworzę. I wtedy pani rozpromieniła się i powiedziała coś miłego o spotkaniu artysty z artystą. (pamiętacie wpis: Dlaczego maluję obrazy, czyli moje hobby i pasja).
Wypiłyśmy wtedy niesamowita herbatę z polnych kwiatów, dla aromatu wzmocnioną płatkami róży i rozmawiałyśmy o pisaniu ikon. To znaczy pani mówiła, a ja próbowałam jak najwięcej zapamiętać. Wtedy na sztaludze stała ikona św. Łukasza - patrona artystów i lekarzy, według legendy pierwszego autora ikony. Siedziałam z obrazem kilka chwil „face tu face” i patrzyłam na misterne pociągnięcia pędzla cieniutkiego jak włos, na niemal koronkowe dekoracje detali obrazu. Ukradkiem patrzyłam na ręce pani artystki, które nie były delikatne i drobne, to ręce człowieka pracującego fizycznie w ogrodzie i domu. Palce rąk zniekształcone chorobami stawów, wysiłkiem i czasem. To niesamowite, jak tak bardzo zniszczone ręce mogą namalować tak piękny obraz. Dowiedziałam się również o planach na projekt artystyczny - uchwycenia na fotografii wschodów słońca z okna domu, w którym pani mieszka.
Nie, nie piszę ikon, chociaż próbowałam, ale wciąż nie mam w sobie tyle spokoju, modlitwy. Ale Bieszczady są moim miejscem na ziemi, gdzie kilka godzin pozwala odpocząć, zamyślić się, „naładować akumulatory”. W dodatku mam niesamowite miejsce na taki relaks w Bieszczadach, przyjazne miejsce odpoczynku, chodzenia brzegiem jeziora, biesiadowania przy ognisku i zbierania sił .
p.s. piszę, maluję ikony ale jeszcze daleka droga przede mną do lekkości i wprawy mistrzyni z Bieszczad...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz