środa, marca 06, 2019

Skończ jak zaczęłaś! - czyli dlaczego nie maluję na zamówienie


Pisałam już o technicznej stronie bloga, a dziś napiszę Wam jak to jest z malowaniem. Albo z niemalowaniem.
Od pewnego czasu maluję obrazy na szkle. Jest to o tyle trudne, że nie da się „zamalować” poprzedniej wersji. Kiedy maluje na płótnie, albo na papierze, kolejne warstwy powstają „od dołu do góry”. Czyli każda nieudana próba (kreska, plama), może być zamalowana kolejną warstwą obrazu. Niestety, jeśli maluję na szkle, jest troszkę inaczej. Czyli odwrotnie. Każda kreska, kropka, plama namalowana na początku jest pierwszym planem obrazu. Najpierw dosyć dużo czasu poświęcam na dokładne odtłuszczenie powierzchni szyby, na której będę malować (farby nie lubią konkurencji czyli np. śladów palców na których jest troszkę tłuszczu). Następnie, odpowiednim narzędziem, nanoszę kontury przyszłego obrazu. Czasami jest to farba nanoszona pędzlem, a jeśli chcę tylko zaznaczyć kontury postaci jest to pisak do gładkich powierzchni (pozwala na kreślenie bardzo cienkich linii). Każdy z kolejnych opisywanych etapów wymaga czasu na „schnięcie”- inaczej „zamazuje” się nie wiadomo kiedy.

Kolejny krok to zaznaczenie wszystkich cieni na twarzach, fałdach ubrań, horyzontu i dalszego planu. Znowu czekanie na wyschnięcie naniesionej farby. Teraz czas na nałożenie większych płaszczyzn, mocniejszych akcentów. Ale po raz kolejny odwracam moją szybę i oglądam obraz z właściwej strony. No nie! Znowu źle położyłam kontury! Za bardzo namieszałam na większych płaszczyznach! Ok, bez paniki - biorę nożyk, skalpel, cokolwiek ostrego i delikatnie zdrapuję źle namalowane fragmenty. Miękką szmatką, pędzlem zgarniam na zewnątrz kolorowy pył a serce boli, że tyle farby się zmarnowało, ale trudno. Oglądam pod różnymi kątami, ścieram pojedyncze pyłki. Jest dobrze, zaczynam malować, już kilka plam, kilka pociągnięć pędzlem. Nie, tego nie da się uratować! Zdrapuję cały prawie ukończony obraz. Zdrapuję wszystkie ślady farby i kolejny raz myję dokładnie szybę, ani śladu kilku godzin pracy.
Jestem smutna i mam poczucie klęski. Ale nie pokażę nikomu obrazu, który mnie nie będzie się podobał. Którego sama nie chciałabym oglądać na co dzień. Koniec, kropka.

Nie jestem perfekcjonistką, mam bałagan w torebce, nie mówiąc o szafie. Ale mam wyobrażenie moich obrazów, nawet jeśli niektóre zostaną tylko na etapie projektów. Teraz mam na warsztacie cztery, dwa właśnie zdrapałam, dokładnie zmyłam resztki farb z szyb na których powstają. Idę malować, od nowa, jeszcze raz, kolejny raz. Kiedyś już wspominałam o ćwiczeniu cierpliwości przy malowaniu. Czasem pomiędzy niektórymi obrazami mija wiele czasu. Z zazdrością oglądam perfekcyjnie dokładne rysunki innych artystów. Gdy skończę obraz i jestem z niego zadowolona, kiedy słyszę pozytywną opinię widzów - jest uczucie nie do opisania. My artyści jesteśmy bardziej wrażliwi, wyczuleni na słowa krytyki. Ale tak naprawdę, każdy bez względu na to co robi lubi pochwałę i podziw dla swojej pracy, prawda? 

Zapraszam Was na dyskusję o uczeniu się cierpliwości, potrzebie bycia docenianym, najlepiej w pięknych okolicznościach przyrody. 

Wszystkich zainteresowanych moimi zajęciami proszę o kontakt mailowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Monotypia DB , Blogger