Wakacje to taki czas na troszkę inną aktywność - jedni jadą
do luksusowych hoteli „nareszcie-nic-nie robić”. Inni wspinają się na wysokie
szczyty zobaczyć cały świat z góry (no może jakiś fragment ale zawsze). Jeszcze
inni realizują marzenia o dalekich podróżach i egzotycznych krajach.
Dla mnie wakacje w tym roku są bardzo krótkie. Ale uwielbiam ten czas świeżych malin na krzakach, pachnących ogórków i ziemniaków z koperkiem. W ogrodzie pachnie jabłkami, które w tym roku obrodziły niesamowicie, na wietrze kołyszą się malwy, słońce zachodzi nad Wisłą - sielanka po prostu. I kiedy tak siedzę sobie w moim swojskim ogrodzie, rozumiem wysiłek Mehoffera włożony w założenie ogrodu, czy zachwyt nad pięknem polnych kwiatów Wyspiańskiego. I łapię się na tym, że coraz mniej lubię miasto z jego betonowymi chodnikami, hałasem samochodów i zabieganych ludzi. Ale jakaś cząstka mnie ciągnie do galerii i muzeów, a te są zazwyczaj w miastach.
Taką galerią, w której byłam tyko kilka godzin jest galeria sztuki w Londynie „The National Gallery”. Z kilkoma, równie szalonymi osobami jak ja, poleciałyśmy na kilka dni na wystawę Leonardo da Vinci w Londynie. Już dawno nie było biletów online, jedyna szansa dostania się na wystawę, to odstać swoje w kolejce. Uwierzycie, że można stać w kolejce po bilet do muzeum całą noc? Można, my stałyśmy zaledwie 8 godzin.
Monika Małkowska tak pisała, w zakładce Sztuka, w Rzeczpospolitej: „Bilety trzeba zamawiać z dwumiesięcznym wyprzedzeniem, a i tak kolejka ciągnie się przez pół Trafalgar Square; wewnątrz, w salach – powolna procesja, z szacunkiem ściszająca głosy. W jednym z pomieszczeń, tam, gdzie ustawiono ławki – nastrój wzniosło-nabożny. Zastanawiam się – czy to aura ponadczasowego geniusza tak oczadza ludzi, czy naprawdę rzuca ich na kolana kunszt sztuki sprzed ponad 500 lat? Sądzę, że jedno i drugie. Jesteśmy po prostu spragnieni obcowania z czymś, co przekracza zrozumienie zwykłych zjadaczy chleba.”
Dzisiaj, kiedy ta wystawa jest tylko wspomnieniem, mogę powiedzieć, że warto było! Nareszcie zobaczyłam „naszą” „Damę z gronostajem”, byłam w tłumie podobnych do mnie wariatów, jadących tysiąc kilometrów, żeby przez kilka godzin oglądać obrazy. Byłam w National Galery of London! Poza „Vincim” mogłam zobaczyć wiele dzieł sztuki znanych mi dotąd tylko z kiepskich reprodukcji w albumach.
Do czego namawiam Was tym postem? Zwiedzajcie każdą dostępną Wam galerię sztuki, wystawę czy muzeum- gdziekolwiek zaprowadzą Was wakacyjne podróże!
Fot. www.visitlondon.com
Cytat: www.rp.pl/artykul/757403-National-Gallery-w-Londynie-i-obrazy-Leonarda-da-Vinci.html
Dla mnie wakacje to ucieczka w cisze i spokoj, najczesciej odnajduje je w naturze, gory, las...ale lubie takze wybrac sie czasem do muzeum, a takze do zabytkowych kosciolow, szczegolnie w ciagu tyugodnia gdy nie ma tyle ludzi. Polecam serdecznie wybranie sie do Mediolanu, ma wiele ciekawych muzeow do zaoferowania!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za komentarz i polecenie Mediolanu :)
UsuńJa aktywnie wykorzystałam te wakacje, dużo zwiedzałam i poznałam wiele nowych miejsc. Byłam nad polskim morzem, zwiedziłam zamki m.in. w Książu i Malborku - polecam!
OdpowiedzUsuńAktywność to zawsze dobry pomysł :)
UsuńCzasem nie opłaca się, ale warto. :)
OdpowiedzUsuńAle tylko czasem się nie opłaca ;)
Usuń